W dwa dni powstała praca rozłożona na luty i marzec.
Po ufarbowaniu wyszyłam w sposób lekko zmieniony kordonkiem sprzed wojny, jedynie anchor cieniowany na trzech kwiatkach pochodzi z tego wieku. Nawet zielone brylanty są sprzed roku 90 ubiegłego stulecia, a rodowód mają z Ukrainy.
Precjoza były już naszyte na bluzce mojej Mamusi, na kankankowym sweterku i teraz trafiły na wiosenną bransoletkę.
Tak jak wcześniej zapowiadałam - wyprałam swoją robótkę, bez specjalnego traktowania - czyli zgniatałam w ręku.
Potem najnormalniej jak gacie wykręciłam w ręczniku, rozpostarłam w dłoniach i obeschło.
I farba, i monokanwa i haft z najdroższymi klejnotami są na miejscu.
Nigdy tak haftów nie piorę oczywiście, ale w tym przypadku poszłam na totalne tortury.
Zaczynam myśleć o zapięciu, chyba go zrobię z sutaszu i guzika w kolorze żółtym, ale pomysłu dokładnego nie mam.
Bardzo mi się podoba Twoja bransoletka Aniu !!!
OdpowiedzUsuńListki na liniach wyznaczających rabatki to świetny pomysł.
Przede mną dwa spotkania "kołderkowe", więc kwiatki zacznę później sadzić :)
Pozdrawiam wiosennie.
Ja mam też mam wszystko oprócz kanwy z ubiegłego wieku :):):)
UsuńPostanowiłam, że sukcesywnie będę te starocie wykorzystywać, w planach kwietny obrus z mulin ariadny jeszcze bez numerów. Szkoda trzymać w pudełku, muszą wyjść na świat, nawet malutki - domowy :)))
OdpowiedzUsuńPiękny haft. Serdecznie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń