Styczeń był prosty, w lutym musiałam się namęczyć z nicią metalizowaną.
Za to marzec to bajka. Stosunkowo dużo do roboty, no i na realizację
jednego raptem miesiąca poszła mi prawie cała nić, ale jakie efekty. A
jaka przyjemność z szycia.
Źle było tylko wyczaić, ile i jakich w zasadzie ma być ściegów na
granicach. Dlatego zaczęłam nie od samego brzegu, tylko kawalątek dalej -
posiłkując się fotkami gotowych prac. I już tutaj wpadłam w zachwyt nad
tym dywanikiem. Poezja po prostu!
Tutaj już jeden cały kawałek dywanika, z brzegami i wykombinowaniem, jak to tam powinno wyglądać.
Generalnie granice obszarów zostawiam na sam koniec - na razie nie
wygląda to miejscami zbyt pięknie, ale zrobię to hurtem, bo zapewne
padnie właśnie na metalizowaną nić, a nie chce mi się cackać z nią co
chwilę.
Tak wygląda całość
a tak wyglądają prawdziwe kolory. Nawet dzielnie znoszę, że to pomarańcze wyszły, a nie czerwienie.
PS. Powiem Wam w sekrecie, że dostępne są instrukcje na stronie ANG aż do czerwca ;) Ale cichosza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Porozmawiajmy ...