poniedziałek, sierpnia 23, 2010

APOM – czerwiec i lipiec – madziula

W okolicach czerwca doszłam do wniosku, że wyszywanie po miesiącu to taki pikuś, że to za mało wyszywania jak na rozkładanie wszystkich gadżetów. No cóż - mówią że tylko krowa nie zmienia zdania – a że nie jestem krową to stwierdzam po ostatnim doświadczeniu, że jednak warto było wyszywać na bieżąco, byłoby lżej i bardziej urozmaicenie z innymi technikami.
Lipiec dane mi było wyszywać w przecudnych warunkach, wręcz wymarzonych na robótkowanie – towarzystwo innych maniaczek i zielona natura dookoła. Pisałam o tym u siebie – są tu też fotodowody tego że prawdę piszę :).

W czerwcu zdecydowałam się wyszywać różowym rayonem – oprócz warunków przecudnych, samo wyszywanie nie było łatwe i przyjemne, ponieważ po pierwsze rayon jest za śliską nitką żeby trzymała się dobrze sztywnej monokanvy, zwłaszcza przy używaniu długich ściegów płaskich. W związku z tym, niektóre elementy odstają trochę bardziej – są jakby luźniejsze. Po drugie ścieg, który na pierwszy rzut oka wydawał się prosty, w praktyce taki nie był, zwłaszcza gdy uwaga była z deka rozproszona fajnym towarzystwem. Więc nie obyło się bez prucia, a w dodatku powiem Wam w sekrecie, że w jednym miejscu jest błąd ale jak go zobaczyłam nie miałam siły już pruć – więc wzór mam autorski hi hi.

Lipcowe trzy ściegi szły szybciej bo i łatwiejsze były, choć w dwóch z nich użyłam metalizowanych nitek, które jak wiadomo zbyt przyjazne w użyciu nie są. I tak pierwszy ścieg wyszywałam seledynowym rayonem w połączeniu z multikolorową metalizowaną nitką, która biegnie też po obwodzie krzyża. Drugi ścieg – i tu miałam dylemat, bo z jako takiej prawidłowości używania nici wychodziło mi że powinnam go zrobić seledynem – ale mi jakoś za dużo byłoby tego seledynu w sumie, więc postanowiłam zrobić go perłówką multikolorową – tą samą jaką krawędzie krzyża wyszywałam. Trzeci ścieg – piękne brylanciki – jak Aploch na nie nazywała – wyszywałam pięcioma nitkami cieniutkiego różowego krenika (blending filament). I tu musze przyznać, że bardzo pozytywnie się zdziwiłam, bo nitka ta nie strzępiła się nawet przy długich kawałkach, miękko się nią wyszywało – mimo iż w pasemku brałam aż 5 nitek. Cóż co jakość to jakość.
Generalnie zdjęcia nie oddają tego jak praca jest żywa i lśniąca, zarówno za sprawą rayona jak i metalizowanych nitek. Sierpniowe postępy spróbuję spocić przy dziennym świetle.

M.

2 komentarze:

  1. jak masz pięknie błyszcząco:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Feria barw......
    Może uda mi się Twój haft zobaczyć na żywo np na jesiennym spotkaniu kołderkowym ( ma być, ale jeszcze nie wiadomo kiedy).

    OdpowiedzUsuń

Porozmawiajmy ...